wtorek, 17 lipca 2012

Rumunia, czyli nie taki diabeł straszny

Przez fajną granicę przepuszczeni przez sympatycznych pracowników jednostek pogranicznych dotarliśmy do rumuńskiego miasta Galati, gdzie nad jeziorkiem musieliśmy przeczekać do poniedziałkowego poranka, aby rozpocząć poszukiwania szklarza.

Podczas poczekalni nad jeziorem mogliśmy zaobserwować lokalnych mieszkańców i ich weekendowe obyczaje, czyli GRILLLLLL lub jak kto woli smażenie na ruszcie, czego się dało i w dużych ilościach, przy współudziale całych wielopokoleniowych rodzin.










Rano w poniedziałek znaleźliśmy szklarzy o wysokich kwalifikacjach i jeszcze większej pojemności magazynu. Całość operacji od podania rocznika do wyjazdu z nową szybą trwała około 10 minut.




Około 1,5 godziny po krótkim pożegnaniu na dworcu kolejowym zakończyliśmy wspólne podróżowanie i każde z nas podążyło w swoim kierunku. W składzie 3-osobowym przejechaliśmy ok 2675 km i nasza grupowa wyprawa przestała mieć rację bytu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz